sobota, 20 lutego 2016

Wielki Post. Walentynki po Bożemu.

Hej.

Jakiś czas temu, w temacie siedemnastym pt."Mikołaj przychodzi każdego dnia" opisywałam, jak Bóg nas co dzień obdarowywuje. I pisałam prawdę, jak zresztą w innych postach; ogólnie cały ten blog poświęciłam Prawdzie. Bo Bóg jest Prawdą.

Oprócz tego, że Prawdą, to jeszcze Miłością. A nie tak dawno obchodziliśmy niejako święto miłości, więc ten wpis nie pojawił się tu jakoś przypadkiem, ot tak, pyk, i już wyszło.

Spójrzmy do kalendarza. 14 lutego- Święto Zakochanych. Ale moja uwaga cofa się jeszcze o cztery dni- mianowicie do środy, 10 lutego. Rozpoczął się wtedy jeszcze bardziej niż każdy inny, błogosławiony czas. Półtora miesiąca, rok w rok upamiętniające największy dowód Miłości, jaki kiedykolwiek mógł się wydarzyć. Myślę, że żaden i żadna z nas nie jest w stanie czegoś TAKIEGO dokonać.

Na pogrzebach można usłyszeć takie oto słowa kapłana: "Z prochu powstałeś, i w proch się obrócisz". 

Moim zdaniem to stwierdzenie tylko częściowe. Owszem, nasze ciało "obróci się w proch", zostanie skremowane albo zeżarte przez robaki (nie ma co się szczypać w słowach ;)), ale nasz duch już nie.

Na to właśnie Pan Bóg zorganizował największe i najbardziej poświęcające Walentynki, o jakich tylko mógł pomyśleć człowiek. Bezgranicznie w nas zakochany nie dopuścił, żebyśmy obrócili się w proch. Na górze Golgocie dał najcenniejszy dowód Swojej Miłości. Nie do porównania z najładniejszą nawet walentynką.

Wielki Post jest czasem walentynkowym. Nie kojarzy się co prawda tak radośnie, ale mam nadzieję, że podczas Rezurekcji wspomnicie moje słowa. W sensie absolutnie pozytywnym.

***Bóg jest w nas tak zakochany, że nie pozwoli, abyśmy umarli.

Julia

Dziękuję Pixabay


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz