piątek, 9 października 2015

Temat dziesiąty: O zwierzętach/About animals- prawie koniec

Siemanko! Oto i kolejna część naszego opowiadania. W zeszłym tygodniu nadmieniłam, że Ola w dzieciństwie pomogła dwóm zwierzętom wyrwać się śmierci. Dzisiaj rozwinę tę myśl. 
Ojciec dziewczyny był masarzem. Zwierzęta gospodarskie "kochał", ale wiedział, jaki zrobić z nich pożytek. 🍗 Ola, ze względu na dziadków, była bardzo na los wszystkich stworzeń wrażliwa. I kiedy przyszło im pomóc, nie wahała się ani chwili. Spotkała ją za to piękna nagroda.
Był piękny, wrześniowy, poniedziałkowy poranek. Oleńka miała wtedy 5 lat. Razem z mamą miała pójść na targ. Jej tato, jak co dzień, szedł do pracy. Była już gotowa, gdy podsłuchała rozmowę rodziców. Dowiedziała się, że jej tato ma zabić krowę. Po nitce do kłębka dotarł do dziecka też fakt, że miejscowa stajnia postanowiła pozbyć się ślicznego ogiera, imieniem Tonno. A że nie mieli go komu dać, jego los sprzedali rzeźni. Te wiadomości wstrząsnęły dzieckiem. Jakby na zawołanie pojawił się w głowie Oli pewien plan.
Wiedziała, że ojciec dojeżdża do pracy samochodem. Ale była na tyle sprytna, iż uznała, że nikt nie może jej zobaczyć. Postanowiła... pojechać razem z nim. W bagażniku. 
Spryciara wiedziała, że ojciec zazwyczaj nie sprawdza zawartości bagażnika, gdy gdziekolwiek wyjeżdża- więc, zważywszy też na jej szczupłą budowę ciała, uznała, że może się tam ukryć. 
Nie bacząc na swoją ładną sukienkę, nowe, czerwone butki, zakradła się po cichu do auta- na szczęście było otwarte. Najmocniej jak tylko umiała otworzyła bagażnik i wślizgnęła się doń. Po pewnym czasie usłyszała nawoływania swojej mamy. Skuliła się, jak tylko mogła i nie pisnęła ni słówka. 
"Gdzie ona jest?", zastanawiali się spanikowani rodzice. Ojciec przeszukał chyba wszystkie pomieszczenia, nawet chlewik i oborę, gdzie mała często lubiła przebywać- i nic. "Ola! Ola!", wołali rodzice. Nadal nic. Matka już zadzwoniła po policję. Ojciec z bólem serca wsiadł do samochodu. "Gdyby się znalazła, dzwoń natychmiast!", powiedział do matki i odjechał. Olka w bagażniku nadal siedziała jak trusia. Gdy obaj znaleźli się przed budynkiem pracy ojca, Aleksandra stała się nerwowa. "A jeśli mnie stąd nie wypuści? Jak ja pomogę tym biednym zwierzątkom?" główkowała. I rzeczywiście- nieświadom niczego tata zamknął ją w aucie. Mała rozpłakała się. 
"Co ja teraz zrobię? Będę tu siedziała pewnie cały dzień", myślała. I wtedy przypomniała sobie mądre słowa babci: jeśli nie wiesz, co zrobić, pomódl się. Tak też zrobiła. Przepraszała Pana Boga za to, że nie była posłuszna rodzicom, ale i prosiła Go, by coś zrobił- dla niej i zwierząt. I Pan Bóg jej wysłuchał. Znalazła w ciemności bagażnika zapasowe kluczyki- i po omacku to mądre dziecko wydostało się ze swojej, niejako, "pułapki". 
Co było dalej, czyli już ostateczny koniec tej opowiastki- w niedzielę, jutro już (proszę, wybaczcie, w przyszłym tygodniu będzie już w piątek i niedzielę) wiersz o patronie dnia (soboty, nie piątku), a jeszcze dziś zapraszam Was na "Coś optymistycznego". :)


Dobranoc,
Julka.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz