Siemka, wpadam przelotem, zanim mi pomysł na fajny post nie wyleci z głowy ;)
Tak rozmyśliłam i stwierdziłam, że na tym blogu co post, to grzech. Coś Wam stale wskazuję, nie polecam, krytykuję, daję do rozmyślenia. A tu tymczasem jest tyle dowodów, że do Kościoła można podejść nie tylko od strony przysłowiowych "organów" ale i od strony "gitary"- naprawdę ważne jest to, żeby być z Bogiem. Nie trzeba być takim śmiertelnie poważnym :)
Opowiem Wam o takiej jednej Angelinie, co miała GENIALNE poczucie humoru.
Dziewczyna pochodziła z Nowego Jorku. W zasadzie odkąd zaczęła dojrzewać, odkryła swój wielki talent- cudownie rozśmieszała ludzi. Miała tak fenomenalny dowcip, że szkoda gadać. Po prostu genial.
Nie było smutasów w jej klasie, bo nawet załamanych zaraz stawiała na nogi. Aż pewnego razu wprowadziła swój humor do oazy.
Przyszła na cotygodniowe spotkanie z rutynowym nastawieniem. Cieszyła się, ale nie spodziewała się niczego spektakularnego. Znała plan- czytanie i medytacja Pisma Świętego, rozmowy o Panu Jezusie, pieśni, czasami świadectwa... Tak sztywno. Dobrze, ale sztywno.
Postanowiła po modlitwie głównej opowiedzieć jakiś żart. "Może to doda charakteru naszym spotkaniom", sądziła.
I tak też zrobiła. Ku swemu wielkiemu zdziwieniu, zraziła do siebie prawie wszystkich ze wspólnoty. Zdecydowana większość opuściła salę. Została oprócz niej tylko jedna koleżanka, Nancy.
Angelina zastanawiała się, czym zraziła do siebie przyjaciół. Przecież nie powiedziała nic niestosownego czy obraźliwego. Miała dar trafnego doboru dowcipów.
Jak już wspomniałam, pozostała z nią Nancy. Na koleżance zrobiło wrażenie poczucie humoru Angeli. Postanowiła pomóc dziewczynie przekonać oazowiczów o dobrych intencjach i wprowadzić stały humorystyczny element. Nie było łatwo przekonać młodych chrześcijan, że razem z Bogiem też można sobie żartować. Nie od początku obdarzyli pomysł ufnością, jednak zaczęli się przekonywać. Wiadomo, dzięki komu :)
W pewną lipcową sobotę Angela i kilka jej znajomych porozwieszało na ulicach NY nietypowe ogłoszenia. Dziewczęta zapraszały na dyskotekę. Ogłosiły na miejsce zbiórki jedną z najbardziej zatłoczonych dzielnic Nowego Jorku.
W dzień imprezy w wyznaczonym miejscu pojawiły się tabuny ciekawych ludzi. Nastolatki powiodły zaskoczony tłum do wielkiej sali najbardziej obleganego miejskiego klubu. To, co tam zastali ludzie, chyba zdziwiłoby niejednego z nas. Zamiast rocka i popu z głośników dało się słyszeć... gospel. O dziwo, ludzie nie powychodzili, jak w dniu, gdy Angelina próbowała zarazić wspólnotę śmiechem. To była najlepsza (bo i nie jedyna!) chrześcijańska zabawa. Angela pokazała, jak można się bawić.Nawet starsze osoby były mega zaskoczone tak pozytywną imprezą.
Wraz z okolicznymi wspólnotami stała się duszą chrześcijańskiego śmiechu. Wyciągała z doła, bagna, chorych, uzależnionych, samotnych, przebywających w domach opieki. Gdzie zawodzili najlepsi terapeuci, psycholodzy i spowiednicy, tam pojawiała się ona. Zwykła dziewczyna z niesamowitym darem.
Po latach została cenioną geloterapeutką- osobą, prowadzącą terapię śmiechem. Jej serce pokazywało (i nadal pokazuje!) ludziom drogę do Boga przez śmiech, no i to, że dzięki poczuciu humoru naprawdę można wyjść z największego doła!
Jeśli uzyskam zgodę twórców/administratorów, dodam chrześcijańską (i nie tylko!) dawkę humoru w osobnym poście.
Radości! Z Panem Bogiem :)
za grafikę dziękuję Pixabay